DLA KOGO JESTEM?

Zobacz video

Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.

Przeczytaj

DLA KOGO JESTEM?

– Słuchajcie, Monika  z Marcinem – oprócz tego, że prowadzą projekt – są też rodzicami wspaniałej trójki i właśnie swoim doświadczeniem takiego życia i w rodzinie, i z Bogiem dzielą się z innymi i wydaje mi się, że przez to właśnie, że właśnie życie  z Bogiem, i w rodzinie, możemy powiedzieć o Was jako o takiej małej Waszej wspólnocie. Zgodzicie się z tym stwierdzeniem?

– Tak, zdecydowanie!

– I czym da Was jest wspólnota ? Jakbyście to zdefiniowali?

– No, rozmawiacie z małżeństwem, więc to jest pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy – że właśnie jesteśmy w tej wspólnocie małżeńskiej przede wszystkim, bo zostaliśmy przestawieni jako właśnie „że poza prowadzeniem projektu jesteśmy też rodzicami” – lubimy powtarzać, że my przede wszystkim właśnie jesteśmy rodzicami, jesteśmy małżeństwem, później dopiero rodzicami – o czym wiedzą też nasze dzieci. No muszę to powiedzieć, bo mi się teraz przypomniało – wierzę, że to z Ducha Świętego – zdarzyło się ostatnio tak o poranku, że Adaś powiedział do taty: „No wy się znowu przytulacie, ale bawcie się już z nami!”. I wtedy tata mówi do Adasia: „Mamusia jest najważniejsza dla mnie”. A Adaś mówi: „Nieprawda, Pan Jezus jest najważniejszy, a potem dopiero mama!”

– Podczas rozmowy z młodzieżą, padają na to pytanie różne odpowiedzi, głównie pojawiają się takie odpowiedzi wspólnot przykościelnych, znanych – wydaje mi się – większości z nas, ale zanim skieruje też do Was to pytanie, to posłuchajmy, co Wy macie nam do powiedzenia na temat wspólnoty.

– Pytanie, które chcę skierować teraz do Ciebie: „Do jakich wspólnot możemy należeć?”

– Do Kościoła, do rodziny, do przyjaciół, do grup w szkole, na przykład klasa.

– Do Oazy, ministrantów, scholii, do jakiegoś kręgu biblijnego…

– I to są dla Ciebie takie konkretne wspólnoty przykościelne. A czy jesteś w stanie wymienić jeszcze jakieś inne wspólnoty, do których możemy należeć?

– Mogą być kluby sportowe?

– Możemy należeć do wspólnoty narodowej, możemy należeć do rodziny, możemy należeć do znajomych, przyjaciół, możemy być w Kościele, możemy być częścią Oazy bądź też ministrantów, możemy – myślę też – należeć do jakiegoś kółka zainteresowań, możemy należeć do klasy lub ogólnie do grupy uczniów w szkole, i w szkole na przykład możemy należeć do kółka teatralnego, może też na przykład sportowego – bardzo różnie.

– Przede wszystkim rodzina, Oaza też może być, klasa w szkole załóżmy, jakiś krąg biblijny.

– Dzięki Wam bardzo za to. No właśnie, teraz to pytanie kieruję do Was: „Do jakich wspólnot możemy przynależeć? Gdzie możemy się w tej wspólnocie realizować?”

– No właśnie ja myślę, że to jest błędne rozumowanie, kiedy mówimy, że my przynależymy do jakiejś wspólnoty. Bo to jest tak, że – jakby to jest normalne, to jest wpisane w nasze człowieczeństwo – jesteśmy stworzeniami, które właśnie są stworzone do życia we wspólnocie. Czyli my jakby siłą rzeczy, naturalnie chcemy gdzieś przynależeć, ale uważam, że to nie jest właściwe określenie. Przede wszystkim my należymy do Boga – jakby zacznijmy od tego, że my dlatego dążymy do bliskości, do kontaktu, do spotkania z drugim, bo jesteśmy stworzeni z miłości do Miłości – przez Niego, przez Boga, który jest wspólnotą. My pochodzimy od Boga, który jest wspólnotą Osób i dlatego nas „ciągnie” do drugiego, nas „ciągnie” właśnie do żony, do męża, tak sobie to Pan Bóg zaplanował i właśnie w małżeństwie – w większości – realizujemy to nasze powołanie życiowe. I to jest coś najbardziej naturalnego, najbardziej oczywistego dla nas, natomiast oczywiście tę wspólnotę można realizować na różnych poziomach. I oczywiście można żyć w małżeństwie, a żyć obok siebie; można żyć w rodzinie, a jakby nie korzystać z tego wielkiego daru, jakim jest wspólnota rodzinna. Oczywiście powodów jest wiele, myślę, że takim najpowszechniejszym powodem jest to, że we współczesnym świecie kuleją relacje: nie potrafimy ze sobą komunikować, nie potrafimy tworzyć trwałych relacji, trwałych więzi – trochę dlatego, że odrzuciliśmy ten plan Boży, to Jego samego odrzucamy, Boga odrzucamy, nie wpatrujemy się w niego tak naprawdę nie wiemy jak to robić i dlatego bardzo często to zarzucamy i nawet jeśli mieliśmy pragnienia – a wierzę, że każdy człowiek ma takie pragnienie – właśnie stworzenia jakiejś takiej więzi opartej na miłości, stworzenia właśnie wspólnoty rodzinnej to jest w sercu każdego młodego człowieka. Później gdzieś tam na różnych etapach życia my z tego z jakichś powodów rezygnujemy. My wierzymy głęboko, że Bóg, który jest właśnie dawcą życia, który jest też dawcą miłości i jest Miłością, zwrócenie się w Jego stronę może – i w zasadzie tylko zwrócenie się w Jego stronę – może naprawić te wszystkie…

– Ale chciałabym też dodać – nawiązując do tych odpowiedzi też właśnie młodzieży – że wtedy, kiedy My zwróciliśmy się w Jego stronę, bardzo Nam było potrzebne też to przynależenie właśnie do wspólnoty, do ludzi. Chcieliśmy przebywać wśród osób, które mają podobne myślenie o Nas, które wyznają podobne wartości, jakby właśnie bycie w takiej wspólnocie ludzi, którzy myślą podobnie bardzo Nas tak umacniało wtedy, na początku tej naszej drogi z Bogiem też, że ostatecznie było to dla nas bardzo ważne – to byli ludzie, którzy swoim życie przekonywali Nas o tym, że tak się da, że jest to możliwe, że to jest piękne i że to warto, że warto żyć w ten sposób. Myślę, że było to dla Nas na początku dużym ułatwieniem, a później takim też umocnieniem w wierze.

– Cieszę się Marcin, że powiedziałeś o relacji i komunikacji, bo – tutaj Kochani odsyłam Was do odcinka drugiego i trzeciego, gdzie też o tym rozmawiamy, a jak tutaj widzicie –  jest to podstawa do tego, żeby móc dalej to szczęście w takiej wspólnocie, właśnie też rodzinnej, realizować. Właśnie – realizować szczęście, czyli też no jakby i tą miłość z wiarą, to jest też dawanie czegoś – coś dostajemy, coś dajemy – taka, można powiedzieć, trochę transakcja wymienna „coś za coś”. Czyli co możemy dać od siebie drugiemu człowiekowi? Poza taki bardzo…. To może je nie będę wyprzedzać faktów.. Posłuchajmy, co młodzi chcę o tym powiedzieć.

– Co możemy dać od siebie drugiemu człowiekowi?

– Możemy mu okazać wsparcie, mówiąc coś lub pokazując mu jakieś tam rzeczy. Mmmmm…. możemy pomóc po prostu!

– Możemy drugiej osobie pomóc, powiedzieć jakieś dobre słowo, pocieszyć tę drugą osobę.

– Możemy dać mu swoją pomoc, możemy zaoferować mu swój czas, możemy na przykład coś dla niego zorganizować, możemy mu pomóc przy organizacji czegoś, możemy po prostu dla niego być – znaczy, przykładowo, wychodzić z nim na jakieś różnorakie wyjścia, możemy go też wesprzeć finansowo – bardzo różne rzeczy.

– Przede wszystkim możemy mu pomóc, możemy dać jakiś prezent, ogólnie okazać wsparcie – czy emocjonalne, czy finansowe.

– No właśnie, czyli takie bardzo rzeczy „powszechne”, czyli no możemy dać słowo, możemy dać czas, możemy dać uśmiech. Co jeszcze Waszym zdaniem możemy dać drugiemu człowiekowi, a co będzie dla niego cenne?

– Padło stwierdzenie „transakcja wymienna” i właśnie, rzeczywiście też często gdzieś tam zwracamy na to uwagę, taki „handel wymienny” w relacjach, który siłą rzeczy się pojawia; ważne żeby nie mieć tego na celu, żeby to nie był właśnie nasz cel, że ja dam, żeby coś otrzymać. Jakby rzeczywiście, to się urzeczywistnia w małżeństwie myślę szczególnie, każdy dzień tak naprawdę jest okazją do tego, żeby sobie służyć wzajemnie – ta „służba” to jest znów słowo, które przychodzi mi do głowy, kiedy mówimy o dawaniu i dostawaniu też, bo rzeczywiście tak to w tym małżeństwie jest. Padła odpowiedź „czas” – to mój język miłości, ten wartościowy czas, więc też chciałabym o tym powiedzieć. W tym „czasie” zawiera się tak naprawdę mnóstwo różnych rzeczy, ale to właśnie jest ta służba, coś, co jest bardzo cenne uważam, kiedy obserwuję nasza codzienność; tego  czasu jest tak bardzo mało i bardzo Nam go brakuje, więc tym bardziej to, że chcemy się nim podzielić jest niezwykle cenne – musimy często zrezygnować z czegoś dla siebie, żeby móc tym czasem się podzielić z tym drugim.

– I nabiera to dla Was o wiele większej wartości niż wcześniej, bo w takim rozumieniu bycia ze sobą, jakby dzielenia się, gdzie się po prostu spotykamy gdzieś cyklicznie, no to okay – jestem, gospodaruję sobie dom od osiemnastej do dwudziestej, jestem tu dla tych ludzi i można powiedzieć „sprawa załatwiona”. A jednak tu stajemy w sytuacji, gdzie to nie jest tak, że wygospodarujecie sobie, że „dobra, Marcin od osiemnastej do dwudziestej jesteśmy razem”, bo jednak są dzieci, są obowiązki, są przyjaciele, jest też rodzina, więc jednak trzeba ten czas i to dawanie siebie troszeczkę inaczej wygospodarować.

– Ja bym zaczął od tego, że możemy dać tylko to, co posiadam. Jeśli my nie posiadamy siebie, nie jesteśmy w stanie zapanować nad sobą samym, nad tymi wszystkimi rzeczami, które nas odciągają o realizacji powołania, czyli w moim przypadku obecność taty w życiu moich dzieci. Jeśli ja nie potrafię, no to trudno, żebym dał to dziecku. Bo czasem jest tak, że my nawet fizycznie jesteśmy z drugim człowiekiem, ale tak naprawdę myślami, tymi wszystkimi uczuciami jesteśmy daleko hen; i trochę czekamy, „niech to spotkanie już się zakończy”, „niech on wreszcie zrozumie”. Tymczasem życie w relacji to jest tak naprawdę obumieranie, to jest tak naprawdę rezygnacja z czegoś dobrego – bo to nie chodzi o to, że my się wyrzekamy tego, co złe, to jest normalne, ale my czasem rezygnujemy z czegoś dobrego właśnie dla większego dobra. I to, myślę, jest najbardziej istotne. Ale jak zapytałaś o to, co my możemy dać, to pomyślałem, że możemy dać.. – właśnie z naszym synkiem, kótry tutaj wchodzi w kadr – możemy dać, to co jest największą wartością, którą my otrzymaliśmy, czyli przebaczenie. Jak przeczytamy w Ewangelii wg św. Mateusza, w osiemnastym rozdziale – tam jest taki „dopisek” w niektórych Pismach Świętych, w niektórych przekładach – „Relacje we wspólnocie uczniów”. I ten rozdział osiemnasty kończy się pytaniem Piotra, który pyta: „Panie, ile razy mam przebaczać? Czy siedem?”. I wtedy Pan Jezus opowiada: „Nie siedem, ale siedemdziesią siedem razy” i opowiada tę przypowieść o dłużniku, któremu litościwy pan przebacza 10 000 talentów. I to jest to, my dzisiaj wiemy, że w małżeństwie czy w rodzinie, czy w ogóle w każdej relacji międzyludzkiej to jest największa wartość, to jest największe dobro, jakie możemy otrzymać. To jest największa siła wspólnoty – przebaczenie. I to nie jest proste, i to bardzo często jest najtrudniejsze w życiu. Myślę, że każdy, kto miał w sobie kiedykolwiek jakieś nieprzebaczenie, wie, jak trudno podjąć decyzję o przebaczeniu – to raz, a dwa – cierpliwie znosić to, że to nie przychodzi, to przebaczenie, tak od razu i jakby w naszych uczuciach to dalej jest jakaś właśnie zadra, rana. Myślę że to jest najważniejsze.

– No tak, bo możemy dużo powiedzieć o fundamencie, o relacji, o tym, jak ze sobą rozmawiać, ale w momencie, kiedy pojawi się jakaś niesnaska i my nie będziemy potrafili sobie tego przebaczyć, to tak naprawdę to wszystko, co wypracowaliśmy wcześniej, będzie na nic. I takie ostanie pytane, które mi się nasuwa, i które też nasunęło mi się podczas rozmowy z młodzieżą, to: „Dla kogo jestem? Dla kogo Ty jesteś?”

– Dla ludzi, dla siebie i dla Boga.

– Rodziny, przyjaciół, Boga.

– Jestem dla Boga, jestem dla rodziny, jestem dla kręgu swoich przyjaciół, jestem dla Oazy, jestem dla ludzi, którzy potrzebują, być może, dobrego słowa, które ja mogę zaoferować; jestem dla ludzi, którzy mają pytania, na które ja znam odpowiedzi, jestem też dla ludzi, którzy – być może – po prostu potrzebują odrobiny czasu, który ja mogę im zaoferować.

– Przede wszystkim myślę, że jestem dla innych ludzi i dla Boga.

– No właśnie – dla kogo jestem?

– No jesteśmy dla Boga, ale jesteśmy; Marcin tu pokazuje, wraca rozmowa z Adasiem – no jesteśmy dla tych dzieci, które teraz się dobijają i próbują zwrócić naszą uwagę, bo faktycznie jej bardzo potrzebują – i to też takie niezwykłe, że te dzieci, one po prostu mówią: „Patrz na mnie!”. Wiecie czasem mówimy: „Przecież jestem… ale jestem z Tobą”, ale zajmuję się czymś innym. „Patrz na mnie! Słuchaj, posłuchaj mnie!”. Niesamowite, jak dziecko w takiej właśnie dziecięcej prostocie, ono się po prostu upomina o to. My może czasem nie, może między słówkami chcemy sobie coś powiedzieć, nie tak wprost…

– Albo się wstydzimy powiedzieć, że potrzebuję Twojej obecności.

– Dzieci zabiegają bardzo o tę naszą atencję. W małżeństwie różnie to bywa, bo czasem właśnie nie chcemy wprost, ale myślę, że uczymy się tego – w szóstym roku małżeństwa jest nam coraz łatwiej o to, żeby być dla siebie. Być, po prostu być właśnie, nie robić nawet niewiadomo czego, tylko gdzieś ta obecność –  o tym często zapominamy, naprawdę. Ludzie mówią: „czas to pieniądz” – ja Wam mówię – czas to miłość, ta miłość, czynienie miłości, po prostu bycie z drugim człowiekiem no jesteśmy dla siebie, jesteśmy sobie tutaj dani na tym świecie, więc tak bardzo chciałabym być przede wszystkim żoną dla mojego męża, później mamą dla swoich dzieci, bo wiem, że kiedy będę żoną dla męża, będę też dobrą mamą.

– Fajnie, że zaznaczyłaś też tę rolę, bo rzeczywiście często patrzymy: „ja chce być dobrą dziewczyną, żoną, córką”, ale właśnie – dla kogo, po co i w jakiej kolejności. I też szósty rok małżeństwa, czyli coraz lepiej się poznajemy – ktoś by powiedział: „no po tylu latach to…”, a czasami gdzieś się rozmawia „ja już jestem rok z moim chłopakiem, a on nadal nie rozumie o co mi chodzi, jak ja się nie odzywam pół dnia”, a tu pokazujecie, że jednak to dla kogo i jak, to czasami może trwać kilka lat…

– Tak, i to pewnie za kolejnych sześć albo i dwanaście – daj Nam Boże! – czy sześćdziesiąt, będziemy z uśmiechem wspominać, jak to myśleliśmy, że się znamy w szóstym roku małżeństwa; bo wierzymy, że każdego dnia będziemy się w tej miłości doskonalić i będzie nam to wychodziło coraz lepiej – oby!

– No bo to tak jest, że właśnie my jesteśmy powołani do małżeństwa, czyli to jest nasza pierwsza misja życiowa i „po tym poznają, że jesteście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Trudno jest  nawet żyć dla naszych dzieci, kiedy nie żyjemy dla siebie, bo jak nie żyjemy dla siebie, to nie żyjemy dla Boga. To jest w ogóle taka niesamowita prawda, że my musimy się rozmiłować przede wszystkim w tej oblubieńczej relacji po to, żeby być dla dzieci, a potem już Duch Święty pokaże dla kogo my jesteśmy – to On nas będzie prowadził o tych ludzi którzy są potrzebujący. Miłość ma to o siebie, że ona się rozlewa, znaczy jest nam dana, ale ona jest zawsze w nadmiarze i wtedy Duch Święty pokazuje, gdzie możemy to dalej nieść, gdzie to rozlać – czy w Internecie, czy gdzieś tam..

– Dzisiaj najłatwiej w Internecie.

– Nie ma co obmyślać tego – Bóg poprowadzi. Tylko najpierw właśnie trzeba oddać Mu swoje życie. Jak to rozumieć? Właśnie jak żyć dla Niego? A no przez to, że będziesz żył dla drugiego człowieka, nie można żyć dla Boga tylko dla Niego samego. Nawet ktoś, kto wchodzi do zakonu zamkniętego, klauzurowego, to ostatecznie żyje dla drugiego człowieka; to jest oczywiście tajemnica wiary, bo czasem ludzie tego nie rozumieją „no jak to oni się zamykają, zamiast tutaj jest tyle potrzeb”, ale to już jest głębia, tylko nielicznie mają tę łaskę, żeby to zrozumieć, ale tak naprawdę to dobro się rozlewa na całą ludzkość.

– I potwierdzamy, że tak się dzieje w naszym małżeństwie, że im bliżej jesteśmy Boga, im bardziej jesteśmy dla niego, tym bardziej jesteśmy dla siebie, że jakby nawet niecelowo, to tak po prostu się dzieje, to jest owoc, tej naszej bliskości z Panem, że jest ta bliskości z drugim człowiekiem wtedy.

– Po tym co mówicie, rysuje mi się właśnie taki obraz Pana Boga, który spuszcza na nas swoją łaskę, my jesteśmy tym parasolem, od nas się to rozlewa do kolejnych i trochę jak takie gałązki, które się dalej ukorzeniają i dalej tę miłość, tę wiarę i Pana Boga prowadzą, a wydaje mi się, że to też jest taka nasza misja, żeby Pana Boga w naszej codzienności, w małżeństwie, w rodzicielstwie, w byciu przyjaciółmi, sąsiadami, kimkolwiek, realizować. Słuchajcie, ja Wam bardzo dziękuję za tę rozmowę, bardzo się cieszę, za każde Wasze słowo też bardzo Wam dziękuję, wierzę, że dużo dotrze i że też dla Was będzie to coś świeżego, coś nowego i coś innego niż to, co sami powiedzieliście czy co może słyszeliście gdzieś indziej, będzie takim podsumowaniem. Dzięki Wam bardzo, a my widzimy się za miesiąc. Z Panem Bogiem, cześć!

– Pozdro!

This post is also available in: English (angielski)


Aktualności