Duchowe wnętrze

Zobacz video

Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.

Przeczytaj

Duchowe wnętrze

Ludzie czasem nie wiedzą, kim są. Nie wiedzą nawet czy są mężczyzną, czy kobietą, nie wiedzą czy chcą być księdzem, czy chcą być świeckim człowiekiem, czasem ksiądz myli się i udaje świeckiego, a świecki z kolei żyje prawie jak zakonnik. Pomieszanie tych wszystkich pojęć i tych wszystkich odczuć wiąże się z tym, że człowiek nie posiada siebie, czyli nie posiada własnego wnętrza. I to wnętrze trzeba formować. Jak się formuje to wnętrze?

W dzisiejszym spotkaniu będziemy mówić o tym, jak pielęgnować nasze duchowe wnętrze, jeśli go w ogóle odkryjemy. Człowiek w rzeczywistości nie kształtuje siebie tyle od zewnątrz, co od wewnątrz. Najważniejsze jest to, co w środku człowieka, to, kim on jest. Dzisiaj nie jesteśmy do tego oczywiście przekonani. Jeśli chcemy dzisiaj zmienić siebie, to mówimy, że zmieniamy nasz „look”, zmieniamy nasze ubranie, zmieniamy nasz strój, fryzurę czy cokolwiek innego, co łączy się z naszym wyglądem zewnętrznym, na przykład naszą sylwetkę, dlatego wszyscy uczęszczają dzisiaj do siłowni, na basen, trenują… Samo w sobie to nie ma nic złego. Ważne jednak, żeby nie zapomnieć o tym, co jest w środku. Bo to, kim jesteśmy, nie zależy od tego, w jakim opakowaniu prezentujemy się światu. Czasem to opakowanie jest po prostu bardzo mylne. Ktoś jest wspaniale wysportowany, ktoś jest bardzo urodziwy, ktoś dysponuje wieloma talentami zewnętrznymi, potrafi zorganizować sobie karierę, potrafi urządzić się w świecie… A w gruncie rzeczy może być człowiekiem bardzo małym, czasem, jak mówimy, pustym w środku. I dlatego zagadnienie wnętrza jest dla ludzi czymś bardzo ważnym, zwłaszcza dla chrześcijan. Tak było już od czasów starożytnych, kiedy pierwsi mnisi w IV wieku wybrali się na pustynię – to dlatego, żeby spotykać się z Bogiem i kształtować własne wnętrze. Wnętrze zdecyduje o tym, kim człowiek w swojej istocie jest. Dlatego też w ciągu naszego życia, które stosunkowo szybko przemija, choć w młodości tego nie czujemy, w rzeczywistości nasze wnętrze nie przemija. I dlatego trzeba inwestować nie tylko w to, co zewnętrzne. Może nawet z czasem przekonamy się, że to co zewnętrzne nie jest wcale tak istotne. Ale trzeba inwestować, czyli pielęgnować swoje wnętrze. To wnętrze można nazywać własną tożsamością, której dzisiaj wszystkim brakuje. Ludzie czasem nie wiedzą, kim są. Nie wiedzą nawet czy są mężczyzną, czy kobietą, nie wiedzą czy chcą być księdzem, czy chcą być świeckim człowiekiem, czasem ksiądz myli się i udaje świeckiego, a świecki z kolei żyje prawie jak zakonnik. Pomieszanie tych wszystkich pojęć i tych wszystkich odczuć wiąże się z tym, że człowiek nie posiada siebie, czyli nie posiada własnego wnętrza. I to wnętrze trzeba formować. Jak się formuje to wnętrze? Ważne, żeby nie formować je tylko dla samego siebie. Jeśli człowiek chce ukształtować własne wnętrze, to powinien czynić to przede wszystkim powinien to czynić w relacji z Bogiem. Odkryć Boga. Bóg, jak mówiliśmy wielokrotnie, jest naszym ukochanym Ojcem, On nas stworzył dla siebie. I dopiero kiedy człowiek odnajdzie prawdziwą więź z Nim, rozumie, kim jest, po co jest, ku czemu zmierza to życie, które na Ziemi, w sposób zewnętrzny, zmierza ku śmierci, cokolwiek byśmy o tym nie mówili – taka jest po prostu rzeczywistość naszego życia. A wszystko po to, byśmy inwestowali nie tylko w to, co zewnętrzne, lecz w to, co my nazywamy wnętrzem. Formacja sfery duchowej jest dla chrześcijanina pierwszorzędna. Zwłaszcza, że z Bogiem spotykamy się we wnętrzu człowieka, nie na zewnątrz. Oczywiście, ktoś może poruszony takim czy innym wydarzeniem ze swojego życia zaczyna szukać Boga – właśnie poruszony na zewnątrz, ale w rzeczywistości dana sytuacja, która zdarzyła się na zewnątrz tego człowieka, poruszyła go wewnętrznie. I zaczął odczuwać coś, czego wcześniej nie odczuwał. A właściwie zaczął odkrywać, że ma wnętrze. I nie chodzi tu tylko o wnętrze estetyczne, o wnętrze w znaczeniu psychologicznym… Oczywiście, trudno je odrzucić czy oddzielać je od siebie w jakiś taki sposób bardzo radykalny. Ale w rzeczywistości chodzi o taki poziom naszego życia, który my nazywamy poziomem duchowym. Nie jest to poziom wyłącznie psychologiczny, choć z psychologią ma wiele wspólnego. Człowiek zresztą jest jednością i wszystkie te wymiary schodzą się ze sobą właśnie w naszym człowieczeństwie, w naszej osobowości. Bardzo ważne jest jednak, aby umieć oddzielić i wiedzieć, że sfera duchowa to coś więcej, niż tylko estetyka, niż psychologia, nawet niż sama moralność. Sfera duchowa to właśnie to, co mnisi starożytni i co Biblia wcześniej, co my chrześcijanie nazywamy sercem. Nie chodzi tu o emocje, mimo że one, kiedy człowiek coś przeżywa, zwłaszcza kiedy poznaje drugiego człowieka czy poznaje Boga – te emocje w nas oczywiście zaczynają działać i one nam towarzyszą. Jesteśmy, jak mówiłem, jednością. Ale sfera duchowa to jest taka – powiedzmy – przestrzeń, choć nie jest to żadna przestrzeń, ona nie mieści się w nas, w naszym sercu, które rozprowadza krew po organizmie, nie chodzi o to serce, tylko jest to własność – powiedzielibyśmy – intelektualna. To jest taka sfera intelektu, która łączy się z wolą, z poznaniem, z pragnieniami naszymi, jak mówiliśmy ostatnio, gdzie człowiek decyduje o sobie i gdzie jest najbardziej sobą. To jest serce. I co stanowi właściwie jego tożsamość. I tę tożsamość najlepiej odkryć w Bogu. A zatem, kiedy człowiek poznaje Boga, zaczyna również odkrywać siebie. Tylko w więzi z Bogiem, w relacji do Boga człowiek może siebie poznać. Może ukształtować własne wnętrze. Może zrozumieć, kim naprawdę jest i odnaleźć swoją drogę w życiu. Tak się dzieje, że wielu ludzi dzisiaj nie może odnaleźć swojej drogi. Dzieje się to chociażby z takiego powodu, że ulegają swoim słabościom, emocjom, pożądaniom, które nieokiełznane, nie prowadzone przez umysł, przez rozum, sprawiają, że człowiek jest targany po tym życiu, popełnia mnóstwo błędów. Na zakończenie życia, kiedy się zestarzeje, patrzy na to swoje życie i mówi: „to życie mi się nie udało, to nie było dobre życie”. I dlatego też tylko w relacji do Boga można odnaleźć samego siebie. Nie jest to również sprawa prosta. Ale kiedy człowiek poznaje Boga, lepiej rozumie siebie i kiedy lepiej rozumie siebie, zaczyna głębiej rozumieć swoją więź z Bogiem. Człowiek spotyka Boga w swojej duszy, w swoim sercu, w swoim sumieniu, w swoim wnętrzu. Trzeba odnaleźć własne serce, o którym mówił również sam Jezus. Jest taki wspaniały fragment, który czytamy zwłaszcza w Wielkim Poście, gdy Jezus mówi o modlitwie, jest to w Ewangelii św. Mateusza, Jezus mówi tak: „Gdy się modlicie – a zatem gdy spotykacie się z Bogiem, mówi św. Mateusz – nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią na rogach ulic i w synagogach wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”. Tak przytacza słowa Jezusa św. Mateusz Ewangelista. I kiedy Jezus mówi o tej izdebce, nie ma na myśli wyłącznie tego, byśmy – kiedy chcemy rozmawiać z Bogiem, kiedy chcemy nawiązywać z Nim kontakt, chcemy być z Nim sam na sam, abyśmy po prostu weszli do osobnego pokoju, abyśmy zamknęli za sobą drzwi, żeby nic nam nie przeszkadzało – te wszystkie wskazania są jak najbardziej oczywiście słuszne i konieczne, ale w gruncie rzeczy Jezus mówi o tej wewnętrznej izdebce: o naszym wnętrzu. O tym wymiarze naszego życia osobowego, gdzie my spotkamy się i spotykamy się z Bogiem. I dlatego właśnie tego wnętrza trzeba poszukiwać. O to wnętrze trzeba się starać. Oczywiście nie możemy tego zrobić do końca sami. Niewątpliwie pomaga w tym refleksja nad samym sobą. A ta refleksja – bardzo ważne jest, żeby o tym pamiętać – ta refleksja przychodzi wtedy, kiedy my mamy trochę wolnego czasu dla siebie samych. Kiedy jesteśmy sam na sam ze sobą, wtedy zapraszamy również Boga. Dzisiaj wielu ludzi boi się być sam na sam ze sobą. Nie bardzo wie, co wtedy mieliby robić. Co to znaczy szukać się wewnętrznie? W gruncie rzeczy jest to dar od Boga, kiedy człowiek zaczyna w swoim wnętrzu przebywać, zaczyna je odkrywać, o czym wspominaliśmy ostatnio. Wnętrze odkrywamy wtedy, kiedy człowiek myśli o sobie i kiedy jest sam na sam ze sobą w ciszy. Ale niestety dzisiaj mamy z tym poważny problem. Człowiek współczesny tak bardzo jest zaganiany w tym świecie, że nie znosi ciszy. Cały czas, kiedy jesteśmy na zewnątrz siebie, musimy coś czynić, musimy się czymś zajmować. Już nie mówię o pracoholizmie, czyli o takim przymusie zajęcia, pracy, działania, które dzisiaj po prostu widać, uzewnętrznia się – ono często jest znakiem tego, że po prostu nie potrafimy być w sobie, nie potrafimy sami ze sobą obcować. I dlatego też trzeba powoli uczyć się przebywania w ciszy. Żeby nie było tak, jak się dzisiaj często zdarza: wchodzimy do domu, włączamy natychmiast telewizor, włączamy radio, włączamy głośniki, kiedy jesteśmy na zewnątrz, musimy mieć koniecznie słuchawki w uszach; samo w sobie nie jest to nic złego z jednej strony – a jednak trzeba się zapytać: kiedy ja jestem sam na sam ze sobą? Wchodzimy do samochodu, natychmiast włączamy radio… Cały czas jest tak, jakbyśmy chcieli się utrzymywać tylko na powierzchni życia. Jakbyśmy się bali zejść na poziom serca. Na poziom ten, w którym my jesteśmy sami z sobą, na którym się posiadamy. I tego trzeba się uczyć – właśnie w ciszy, właśnie w skupieniu – choćby pracując w ciszy. Wielu ludzi nie może, nie umie pracować w ciszy. Musi mieć jakąś muzykę na zewnątrz. Samo w sobie nie jest to oczywiście złe. Natomiast kiedy człowiek tylko tak istnieje, kiedy nie potrafi sam na sam ze sobą wyjść na spacer, pobyć ze sobą, kiedy sam na sam nie potrafi usiąść w fotelu, kiedy wielu ludzi dzisiaj nie potrafi czytać książki nawet – chociaż to jest już zajęcie, to nie jest bycie sam na sam. Książka pomaga nam czytać nas wewnętrznie, słuchając pewnych myśli, widząc pewne obrazy, oglądając, słuchając przemyśleń czy czytając przemyślenia innych ludzi my zaczynamy rozumieć sami siebie lepiej. Dlatego książki są tak ważne, zwłaszcza jeśli nie jest to zwykła, banalna książka akcji, gdzie tych przemyśleń o człowieku, o spostrzeżeniach, o doświadczeniach ludzkich jest mało, a kiedy są to powieści powiedzmy przynajmniej trochę nastawione na jakąś refleksję. Podobnie ma się rzecz właśnie w tej ciszy. W tej ciszy człowiek musi być sam na sam ze sobą. I wtedy dopiero zaczyna posiadać siebie. Wtedy zaczyna przeżywać trudności tego, by być ze sobą sam na sam. Są ludzie, którzy tak bardzo zaangażowali się w ten świat, tak bardzo wkręcili się w ten wir, który wkręca nas wszystkich bez wyjątku, zakonników również – że nie potrafią już przebywać choćby 5 minut sam na sam ze sobą w ciszy, nic nie myśląc. Nie mówię już nawet o relacji z Bogiem, nie mówię nawet o modlitwie. Po prostu być sam na sam ze sobą. Dzisiaj, dla współczesnego człowieka jest to ogromny problem. I dlatego często nie odkrywa on siebie, nie odkrywa on własnej tożsamości. Często boi się siebie. Okazuje się, że jedynym tabu, jakie dzisiaj widzimy, to nie jest ani ten świat – bo ten świat znamy coraz lepiej. Coraz więcej możemy chociażby siedząc przed telewizorem zobaczyć krain, miejsc, doświadczeń ludzkich, przebywać w takich czy innych sferach ludzkiego istnienia, ale często nie znamy siebie. Największym tabu, największą niewiadomą, którą zresztą obchodzimy wkoło, żeby tego nie dotykać, jesteśmy często dzisiaj sami dla siebie. Tym tabu jest dzisiejszy człowiek sam dla siebie. Stąd też ogromny problem istnieje w dzisiejszych ludziach, którzy bardzo szybko nudzą się tym światem. Jeśli człowiek nie przeżywa własnego wnętrza, to ten świat wydaje się taki – no cóż, taki jest jak jest – nie ma zachwytu nad światem. Nie ma zachwytu nad rzeczywistością, którą możemy odkrywać. Wbrew wszelkim pozorom świat bardzo szybko potrafi się znudzić. Nie dlatego, że jest nieciekawy. Tylko dlatego, że patrzymy na niego, na wydarzenia, na ludzi, na problemy, na sprawy, na doświadczenia ludzkie – nie patrzymy z perspektywy wnętrza, tylko patrzymy oczami zewnętrznymi. Stąd też bardzo szybko tym światem się nudzimy. Bardzo szybko nas znudzi nawet życie seksualne. Bardzo szybko nudzimy się nawet przyjaźnią z innym człowiekiem… Kiedy człowiek nie patrzy na życie z perspektywy własnego wnętrza, od wewnątrz siebie nie spogląda na świat, świat bardzo szybko powszednieje, nudzi nam się. Wielcy pisarze, początku XX wieku, pierwszej połowy XX wieku, mówili o tak zwanej „nudzie” czy „nudnościach” wręcz, kiedy człowiek nudzi się po prostu życiem, nie dlatego, że jest samo w sobie nieciekawe, ale dlatego, że wydaje się nam, że życie jest po prostu takie, jaki jest, tam nie ma nic specjalnie ciekawego – według tego powiedzenia: „Koń, jaki jest, każdy widzi”. No nie. No właśnie nie. Wszystko nabiera innego wymiaru, kiedy patrzymy na świat z perspektywy wnętrza. I to wnętrze najlepiej odkrywać właśnie odkrywając Boga. A zatem cisza – jest nam bardzo potrzebna. Potrzebne nam jest obcowanie sam na sam ze sobą. Trzeba wejść do tej izdebki. Trzeba odkryć to serce duchowe, nasze serce duchowe, od którego człowiek dzisiaj ucieka. Ucieka również dlatego, że boi się, że nie poradzi sobie z tym, co tam znajdzie. Boi się ciszy wewnętrznej. Często nie ma właściwie przewodnika do tego, żeby ktoś pozwolił mu wejść do własnego wnętrza. Co tam robić? Co to znaczy tylko być? To co, będę patrzył w sufit, w przestrzeń? Dlaczego mam być sam na sam ze sobą? I trzeba pokonać ten pierwotny opór, to pierwotne niezrozumienie. Pamiętam, jak kiedyś pewien artysta współczesny, polski wystawiał swoją pracę w muzeum w Londynie, sztuki nowoczesnej i ta jego ekspozycja, ta jego praca wyglądała w ten sposób, że był to taki rodzaj skrzyni, do której mogło wejść kilka osób. Ta skrzynia była w zupełnej ciemności. Zakrywała ją też kotara i kiedy grupka osób, 4 – 5 osób wchodziło do środka, znajdowały się w zupełnej ciemności. Ciekawa rzecz, że na początku nie widziało się nic, nie wiadomo było, po co tam my jesteśmy, co ta ciemność ma oznaczać, tylko po to, żeby posiedzieć w ciemności… I po dziesięciu minutach, prawem tzw. akomodacji, kiedy oko ludzkie przyzwyczaiło się do ciemności, ci ludzie zaczęli rozpoznawać powoli, że w środku nie jest tylko ciemność, że są tam kształty, ze są tam jakieś rzeźby, jakieś obrazy, że tam sporo widać; że właściwie po 10 – 15 minutach, w których się tam znajdowali, zaczęli rozglądać się wkoło i ta ciemność stałą się dla nich jasnością. Zaczęli dostrzegać siebie nawzajem. Okazało się, że tam jest jednak jakieś światło, choć musieli najpierw przejść tę barierę ciemności, takiego, bym powiedział, niezrozumienia, takiego właśnie jakby braku sensu; to proste doświadczenie, które wielu ludziom starszym kojarzy się z tym, co się dzieje po prostu w ciemni, co się działo kiedyś w ciemni, bardzo dobrze obrazuje to, jakie trudności trzeba przeżyć i pokonać, żeby móc jednak być sam na sam ze sobą, aby odkryć swoje wnętrze, aby odkryć swoje serce. Warto to czynić w relacji do naszego Boga.

This post is also available in: English (angielski) Español (hiszpański)


Aktualności