Męczennicy ukraińscy – Zniszczyli ciała, ale nie ducha

Zobacz video

Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.

Przeczytaj

Wspólnota nawrócenia i świadectwa.
Korzenie – Męczennicy ukraińscy – Zniszczyli ciała, ale nie ducha

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

W 2001 r. św. papież Jan Paweł II, podczas oficjalnej wizyty w Ukrainie, ogłosił błogosławionymi 25 męczenników ukraińskich. Byli to mężczyźni i kobiety, kapłani, osoby konsekrowane i świeccy, którzy byli gotowi oddać wszystko, ze względu na wiarę i miłość do Chrystusa. Pośród tych 25 męczenników było 4 naszych współbraci redemptorystów. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o tych naszych błogosławionych.

Na początku pragnę zwrócić uwagę na bł. Iwana Ziatyka. Gdy wstąpił do Zgromadzenia Redemptorystów, był już kapłanem. Nie zważając na swą godność i pozycję (był wykładowcą w seminarium) pokornie przyjął swoje nowe miejsce w zakonnej wspólnocie, rozpoczynając swoją formację jako nowicjusz. Często sam zgłaszał się do najtrudniejszych prac, nie myśląc o swoim wieku. Tak wzrastał w świętości i pokorze. Współbracia dawali świadectwo, że rano jako pierwszy rozpoczynał pracę i jako ostatni wracał po pracy do klasztoru. Pokornie przyjmował wszystkie posługi, jakie mu powierzano. Gdy władzę objęli komuniści, zaczęły się aresztowania hierarchów Kościoła greckokatolickiego. Przez krótki czas, nasz Kościół został powierzony opiece redemptorystów z Belgii, która w tym czasie była pod panowaniem Niemiec. Niemcy natomiast, miały zawarty traktat z Rosją sowiecką.

Jednak w niedługim czasie, ojcowie z Belgii zostali deportowani. Podczas wysiedlania naszych ojców z Belgii, jeden z nich położył rękę na ramieniu naszego bł. o. Iwana Ziatyka i powiedział: „W twoje ręce powierzam ten Kościół”. W niedługim czasie także o. Iwan został aresztowany i wysłany na Syberię. Tam był okrutnie katowany, aż jednej nocy wywlekli go za obóz i okrutnie pobiwszy, zostawili na mrozie. Wkrótce po tym zmarł.

Następnym, o którym chcę wspomnieć, jest bł. Zenowij Kowałyk.

Zenowij Kowałyk był bardzo pogodnym człowiekiem, pełnym radości i niezwykle dowcipnym. Starał się przyciągać młodzież do Kościoła. Był dobrze znany z misyjnej gorliwości i apostolskiego ducha. Prowadząc rekolekcje na różnych wioskach wkładał wiele swych sił i zaangażowania, by śpiewem, żartami i różnymi nietuzinkowymi pomysłami przyciągnąć młodzież jak najbliżej do Chrystusa. Gdy władzę objęli komuniści nadal prowadził otwartą działalność zbierając ludzi na wspólne protesty przeciw władzy i temu, co czyniła. Prowadził ulicami Lwowa procesje ku czci Matki Bożej, często głosząc sprzeciw wobec tego, co władza robiła w stosunku do Kościoła Chrystusowego. Otrzymywał ostrzeżenia, że komuniści nie będą go tolerować, ale on, czerpiąc z Biblii, często mówił: „Nie mogę bać się ludzi, nie bojąc się Boga”.

Bł. Zenowij został aresztowany i osadzony w więzieniu „Brygidki” we Lwowie. Gdy przybyli Niemcy, komuniści postanowili stracić więźniów. Niektórych rozstrzelali. Zenowij animował życie duchowe w więzieniu, prowadząc wspólny różaniec i inne modlitwy. Otwarcie mówił, że jest kapłanem, aby inni więźniowie mieli możliwość spowiadania się. Często głosił Chrystusa Ukrzyżowanego i mówił o potrzebie bycia gotowym cierpienia z Chrystusem. Strażnicy, wiedząc o tym wszystkim, postanowili obejść się z nim szczególnie okrutnie. Wywlekli go z celi i ukrzyżowali na ścianach więzienia. Później, gdy był jeszcze żywy, przyprowadzili uwięzioną kobietę, która spodziewała się dziecka. Zabili ją w bestialski sposób na jego oczach, wyciągnęli z brzucha jej nienarodzone dziecko, rozcięli jego brzuch i przybili to dziecko gwoźdźmi. Zostawili skatowanego Zenowija, który skonał w męczarniach z powodu upływu krwi.

Kolejnych dwóch naszych błogosławionych było biskupami. Pierwszy to bł. bp Wasyl Wełyczkowski. Gdy miano wywieźć kard. Slipyja do Rzymu, podczas krótkiego pobytu w Moskwie, wezwał on do siebie Wasyla Wełyczkowskiego, i wyświęcił na biskupa w pokoju hotelowym. Wezwał go słowami: „Nie bierz nic ze sobą, bo ja mam rzeczy które mam ci przekazać.” W ten sposób przekazał mu „Kościół podziemny”. Wasyl Wełyczkowski przyjął pokornie ten skarb. Służył Kościołowi jak tylko mógł, za co został aresztowany i okrutnie katowany. Ze względu na ciężki stan zdrowia został przeniesiony do szpitala, gdzie jednak wciąż nie przestawano go męczyć. Robiono mu zastrzyki, które miały przyśpieszyć jego zgon. Gdy władza dowiedziała się, że jest już bliski śmierci, bojąc się, aby nie został kolejnym męczennikiem Kościoła greckokatolickiego, wysłała go do rodziny w Europie, dając mu paszport, który nie pozwalał jednak na powrót do Ukrainy. Nie zważając na stan swego zdrowia jeździł po diasporze wiernych Kościoła greckokatolickiego i zachęcał do wspierania naszych braci z Kościoła podziemnego, nie wspominając jednak o własnych cierpieniach, których doświadczył.

Po ekshumacji, która odbyła się w Kanadzie, wszyscy zobaczyli, że jego ciało nie tylko zachowało się w stanie nienaruszonym, ale mięśnie były wciąż elastyczne. Uznano to za wielki cud, ale gdy zaczęto badać doczesne szczątki bp. Wasyla, zauważono, że palce jego stóp zaczęły gnić. Siostry, które się nim opiekowały za jego życia, wyjaśniły całą sprawę. Bp Wasyl prosił, by pozostało to tajemnicą póki żył: jego palce na wskutek odmrożenia i katuszy przeżytych na Syberii, zaczęły gnić na długo przed jego śmiercią.

Ostatni błogosławiony to Mikołaj Czernecki, ten, który jest pierwszy na liście 25 naszych ukraińskich męczenników. Mikołaj Czernecki to wielki, ale łagodny człowiek, silny w swojej wierze i pełen nadziei. Bardzo wiele wycierpiał podczas zesłania na katorgę i w skutek prześladowań. Wytrzymał ponad 600 godzin przesłuchań i znęcania się nad nim. Znając jego dar nawracania ludzi, którzy z nim przebywali, oprawcy namawiali innych więźniów, aby i oni go katowali. Strażnicy widzieli dobrze jaki los czekał nowych więźniów. W czasie jego ponad 10. letniego pobytu w więzieniu, przebywał w ponad 30 różnych obozach i miejscach odosobnienia. Przydzielano mu najcięższe prace. Na starość, z powodu wielu zadanych mu cierpień, stracił słuch. Gdy w jednym z obozów pracował jako palacz, przyszedł do niego stróż i krzyknął, żeby wszyscy zatrzymali pracę, bo miał przyjść kapitan. Bp Wasył nie słysząc tego, co on mówił kontynuował robotę. Stróż był tak złośliwy, że podszedłszy do niego, przewrócił go i zaczął kopać. Mikołaj Czernecki nie krzyczał, nie złościł się, ale swym łagodnym wzrokiem patrzył na stróża, w milczeniu znosząc to okrutne pobicie. Z czasem sumienie zaczęło męczyć stróża, który ciągle widział wzrok Mikołaja Czerneckiego. Pewnej nocy przyszedł potajemnie do bp. Czerneckiego mając zamiar poprosić go o przebaczenie. Mikołaj Czernecki widząc go, podbiegł do niego, objął go i pierwszy powiedział, że mu wszystko przebacza. Po jakimś czasie, ów stróż potajemnie przyprowadził całą rodzinę do Mikołaja, aby mogli zostać ochrzczeni.

Tak cierpieli nasi 4 błogosławieni. Władza radziecka, która mogła zniszczyć ich ciała, nie zwyciężyła ich ducha, ich wierności Chrystusowi i ich miłości.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Autor: o. Taras Kchik CSsR
Tłumaczenie: s. Tobiasza Siemek CSSJ

This post is also available in: English (angielski) Español (hiszpański)


Aktualności