Grzech i pokuta
Zobacz video
Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.
Przeczytaj
Grzech i pokuta
Ludzie często nie zaglądają do własnego serca, do własnego sumienia, do własnego wnętrza. Nie tylko dlatego, że nie mają odpowiedniego przewodnika, który w chrześcijaństwie nazywa się kierownikiem duchowym, towarzyszem duchowym, ale również dlatego, że boją się tam zajrzeć. Dlatego, że w sercu widać to, kim człowiek jest w rzeczywistości. Widać całą prawdę o nas. Również o tym, że jesteśmy osobami słabymi, że nasze życie jest kruche, że człowiek jest grzeszny. Popełniamy grzechy, nieprawości, że zło dotyka nie tylko innych, o czym chętnie przypominamy im w naszych narzekaniach, w krytykach, w polemikach, w złości czy różnego rodzaju agresji, którą względem innych możemy okazywać, ale również my jesteśmy grzeszni. Jak to się dzisiaj mówi, „każdy ma swoje trupy w szafie”. Każdy ma swoje grzechy. Dlatego też często ludzie boją się zajrzeć do własnego wnętrza, zwłaszcza, że i kiedy znajduje się tam sporo niezabliźnionych ran, które inni nam zadali, kiedy znajdziemy tam zadawniony grzech, z którym nie wiemy, co zrobić, kiedy mamy tam sporo wyrzutów sumienia, które nie pozwalają nam spać w nocy – człowiek boi się oglądać własne wnętrze. Dlatego, że wcale nie jest pewien czy poradzi sobie z tym, co tam znajdzie. Dlatego uciekamy z ciszy, nie chcemy ciszy, boimy się tej ciszy. Nie wiemy, co z nią zrobić. Dzisiaj jednak, jeśli chcemy po chrześcijańsku zmierzyć się i wejść do naszego serca, musimy poprosić o to Pana Boga. My, chrześcijanie, wcale nie jesteśmy bardziej odważni od innych, ani też mniej grzeszni. Chrześcijanie są ludźmi jak każdy, choć próbują żyć według Ewangelii, to jednak, również w naszym sercu, gromadzą się nieprawości, złe myśli, złe fakty z przeszłości, których sami sobie nie potrafimy przebaczyć. I dlatego, kiedy chrześcijanin wybiera się w tę podróż do wnętrza, musi koniecznie zaprosić do tego procederu Pana Boga. Dlatego, że chrześcijański Bóg to przecież nasz ukochany Ojciec, który i tak dobrze wie, co znajduje się w tym naszym wnętrzu. I ponieważ jest On kochającym Ojcem, ponieważ On kocha nas bardziej, niż my sami siebie, to tylko w Jego miłosiernym spojrzeniu możemy spojrzeć na własne serce, możemy zajrzeć „pod dywan” naszego życia, możemy wejść tam, dokąd nie chcemy wchodzić. To bardzo ważne, aby wejść do serca w miłującym spojrzeniu naszego Ojca. Każdy rachunek sumienia – bo przecież rachunek sumienia to oglądanie siebie od wewnątrz – każdy rachunek sumienia powinien być prowadzony przed naszym kochającym Ojcem. To bardzo ważna rzecz. Dopiero wtedy, kiedy wiemy, że ten Bóg nie chce nas skrzywdzić, będziemy mieli – czasami bardzo powoli – odwagę do tego, by przyznać się przed samymi sobą do tego, co uczyniliśmy. Jeśli czynimy to przed Bogiem, to właśnie czynimy to w Jego obliczu, w Jego spojrzeniu. A zatem jest to właśnie rachunek sumienia. Ciekawa rzecz – ze ten rachunek sumienia czynimy przed Bogiem, dlatego, że nikt inny nie jest w stanie pomóc nam tego zrobić. Co więcej – wyznajemy przed Bogiem nasze grzechy, dlatego, ze nikt inny ich od nas nie weźmie. Prawda jest taka, że sami nie potrafimy się tych grzechów pozbyć. Możemy je co najwyżej ukrywać. Im głębiej je ukrywamy, tym więcej – ponieważ jesteśmy jednością – tym więcej mamy problemów, tym trudniej nam pokazać swoją prawdziwą twarz, tym bardziej nieszczerze żyjemy na tej ziemi. Nikt poza Bogiem nie jest w stanie uwolnić nas od tych grzechów. Nikt od nas nie weźmie zła. Chętnie ludzie wezmą od nas pieniądze, ale nie zło. Bardzo ważne jest, by w gruncie rzeczy przed Bogiem wyznawać swoje rzeczy. Jak prowadzić rachunek sumienia? Rachunek, jak każdy rachunek, powinien mieć przynajmniej dwie rubryki. Zwykle są to przychody i rozchody. Tak, jak w ekonomii. I przychody w naszym wypadku to są rzeczy dobre, które udało nam się zrobić w ciągu dnia. Warto się zastanowić: co zrobiłem dzisiaj dobrego? Jakie pozytywne rzeczy mi się dzisiaj zdarzyły? Czy jest jakieś dobro w moim życiu? A może ktoś zrobił mi coś dobrego? Zwłaszcza, jeśli zrobił to bezinteresownie. A może mi udało się dzisiaj zrobić coś dobrego, tak jak to wczoraj postanowiłem? Jeśli rozejrzymy się po tym naszym dniu, gdy na przykład robimy rachunek sumienia wieczorem, to warto wybrać sobie, zauważyć te dobre punkty, te perełki, powiedzielibyśmy, te perły ukryte w tej codzienności, które po prostu są faktami dobrymi. To są fakty. To nie są opinie, hipotezy… To, co było dobrego. Dlaczego warto to robić? Warto to robić dlatego, że w gruncie rzeczy dobro pochodzi od Boga. Tylko Bóg jest doby. Jak pamiętamy, kiedy Jezus spotkał bogatego młodzieńca, fragment Ewangelii, który czytamy często w ciągu roku, kiedy Chrystus spotkał bogatego młodzieńca, a bogaty młodzieniec do Niego przyszedł, zapytał Go: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, abym osiągnął życie wieczne?” Jezus, zanim odpowiedział mu na to pytanie, mówi do niego tak, odpowiada właściwie pytaniem: „Dlaczego nazywasz mnie dobrym? … Tylko Bóg jest dobry”. I to stwierdzenie Jezusa pokazuje nam, że w gruncie rzeczy wszelkie dobro pochodzi od Boga. Szatan nie jest w stanie go uczynić. Najwyżej może to zło, które nam daje czy które nam serwuje, owinąć w kolorowy papier dobra. W gruncie rzeczy jednak dobro potrafi zrobić tylko Bóg. Nawet kiedy my robimy coś dobrego czy ktoś nam robi coś dobrego, to w gruncie rzeczy widocznie Bóg musiał poruszyć jakąś strunę naszej duszy, jak w tej wspaniałej harfie i tylko dlatego zrobiliśmy co bezinteresownie dobrego dla drugiego człowieka. I dlatego wyszukiwanie tych drobnych faktów dobroci, życzliwości, serdeczności, pomocy, służby, chociażby nawet przełamywania siebie względem innych osób, wychodzenia ponad nasze negatywne emocje i tak dalej, i tak dalej… – to wszystko jest śladem działania Boga w naszym życiu. To są ślady obecności Boga w naszym życiu. Zresztą często śpiewamy w kościele: „Gdzie miłość wzajemna i dobroć, TAM znajdziesz Boga żywego”. Nie szukajmy Go zatem w niebie, bo Boga w niebie nie ma. Kiedyś powiedziałem to podczas kazania, wywołując konsternację, a potem wytłumaczyłem, że w gruncie rzeczy niebo jest tam, gdzie jest Bóg, a nie że Bóg jest w niebie. Dlatego właśnie tam, gdzie są ślady dobra, są to dowody na to, że Bóg działa w moim życiu. I co trzeba z tym zrobić? Dlaczego mamy to wyszukiwać? Mamy się po prostu tym szczerze ucieszyć. To są właściwie małe dowody istnienia Boga. Nasze, osobiste. Wydarzenia, nie hipotezy, tylko wydarzenia, fakty, przez które Bóg pozwala się nam odkryć. I trzeba się nimi ucieszyć: „Boże, jak to dobre, że Ty jesteś w moim życiu. Jak to wspaniale, że czuję Cię – bo to są małe dowody Twojej obecności”. Wyobraźmy sobie, co się dzieje w człowieku, który każdego dnia w ten sposób kończy swój dzień i dostrzega bardzo wiele dobra w swoim życiu. On dostrzega działanie Boga. Wtedy już nawet w trudnych momentach nie będzie tak łatwo i taki skory do tego, żeby powiedzieć, że Boga nie widać, nie ma Go. Tylko będzie dobrze wiedział, że codziennie Bóg czyni tyle dobra. I dopiero kiedy się ucieszymy tymi faktami, które wyodrębniliśmy w naszym życiu, dopiero wtedy należy Panu Bogu podziękować. I to jest ta pierwsza rubryka rachunku sumienia. Ale w ekonomii zawsze też jest druga rubryka, a mianowicie rozchody. I te rozchody to są po prostu nasze uczynki złe. Należy się zajmować przede wszystkim własnymi złymi uczynkami, faktami. To, że komuś powiedziałem coś złego, to, że kogoś obmówiłem, to, że nie powstrzymałem swoich myśli negatywnych względem niego, osądziłem go we własnym sumieniu, to, że nie pracowałem, to, że oddawałem się myślom lubieżnym… Tak, jak to mówi nam dziesięć przykazań, a przede wszystkim przykazanie miłości, bo również zaniedbanie w dobrym bardzo często jest po prostu aktem zła. Jest grzechem. I właśnie te drobne grzechy, które nam się zdarzają, powinniśmy je rozpoznać i uznać. Jeśli zdarzają się jakieś poważne uchybienia, jeśli mówmy o grzechach ciężkich, z nimi należy jak najszybciej pójść do Chrystusa, do spowiedzi, wyznać je w sakramencie pokuty i pojednania. Jednak bardzo ważne jest, aby zanim to uczynimy i ważne jest również w codziennym rachunku sumienia przyznanie się do winy przed Bogiem, ale również przed samym sobą. Powiedzieć to, co mówimy każdej niedzieli czy podczas każdej mszy świętej: „moja wina, MOJA wina, MOJA bardzo wielka wina”. To nie pogłębia naszych kompleksów. To nie pogłębi naszego poczucia winy, które czasem bywa chorobliwe. Ono właśnie wtedy się uzewnętrznia, kiedy my nie chcemy się przyznać do grzechu. Natomiast kiedy codziennie zdajemy sobie sprawę z kruchości naszego życia, z tego, że jesteśmy niezdatni do Królestwa Niebieskiego, kiedy mówimy to przed Bogiem, który nas kocha, to wtedy Chrystus leczy te rany. Kiedy wyznajemy nasze grzechy, Chrystus je odbiera, abyśmy mogli rzeczywiście być wolnymi, abyśmy mogli cieszyć się lekkością tego życia. Trzeba powiedzieć, że chrześcijanin to człowiek, który jest grzesznikiem. Jesteśmy grzesznikami przed spowiedzią, w czasie spowiedzi i zaraz po spowiedzi jesteśmy nadal grzesznikami. Grzesznikami, którym odpuszczono grzech, ale grzesznikami. I to sprawia, że człowiek poznaje całą prawdę o sobie, że człowiek rzeczywiście widzi, jak bardzo potrzebny jest mu Bóg. Bo sam, własnymi siłami nie potrafi ani uzdrowić tego świata, ani uszczęśliwić samego siebie, ani przynieść radość swoim bliskim. Dlatego, że właśnie ta słabość grzechu jest w nim nieustannie i dominuje w nim. Dlatego też wyznawanie grzechów jest właściwie dla nas terapią nadprzyrodzoną. Nie tylko od strony ludzkiej. Nie wolno nawet sprowadzać spowiedzi do tego, ze ja się po prostu poczuję lepiej. Czasem nie od razu się czujemy lepiej, ponieważ nie od razu potrafimy przebaczyć sami sobie swojego grzechu. Ważne jest jednak, by codziennie czynić rachunek sumienia, wydobywać najpierw te dobre rzeczy, które są śladami łaski, która jest w nas, śladami działania Boga, obecności Boga. Ucieszyć się nimi, a następnie podziękować. A tutaj, w przypadku grzechów, trzeba się do nich przyznać. Trzeba czasami zapłakać nad nimi, trzeba się na siebie czasem wkurzyć – ale nie z powodu perfekcjonizmu, to znaczy, że znowu okazałem się słaby we własnych oczach, nie – dlatego, że mamy to robić przed oczami Boga. Mamy się wkurzyć na siebie, żeby wejść w pracę nad sobą, dokonać jakiegoś postanowienia dobrego na następny dzień, podjąć taki cykliczny, całościowy, wytrwały, powolny wysiłek, jak my to czasem nazywamy w życiu duchowym – pewną dyscyplinę założyć na siebie wewnętrzną, o której nie musi specjalnie nikt wiedzieć i przez to wychodzić z naszych grzechów. Starać się nie popełniać ich – na tyle, na ile to jest możliwe z naszej strony. A Bóg chce nam w tym błogosławić. I kiedy ju rozpoznamy te punkty zła, te czarne perły naszego życia, przedstawiamy je Bogu, aby Bóg znowu na nowo uczynił je prawdziwie białymi perłami, aby Bóg nam je po prostu przebaczył. I w tych miejscach, gdzie pojawiły się one, Jeśli przyjąć, że zło to jest brak dobra, w tym miejscu Chrystus swoim miłosierdziem wypełnia właściwie te luki i czyni nas ana nowo swoimi dziećmi. Tymi dziećmi nigdy nie przestajemy być, dopóki chcemy Bogu oddać to, co ciąży nam, co nas boli, czego się wstydzimy, czego się boimy… Tylko Chrystus może nam to uczynić. I to wszystko właśnie odbywa się w tym duchowym wnętrzu. Czy to przez rachunek sumienia, czy też przez spowiedź – rachunek sumienia jest częścią tych pięciu warunków sakramentu pokuty i pojednania – czy też przez pokutę, o której jeszcze będziemy mieli okazję mówić. W ten sposób człowiek poznaje własne wnętrze. Bo własne wnętrze to przede wszystkim prawda o sobie. Ta prawda, która dotyka samego korzenia naszego istnienia. Wnętrze to nie tylko wspaniałość naszych możliwości, pragnień, ale to jest to miejsce, gdzie człowiek spotyka się z Bogiem w prawdzie, w prawdzie dogłębnej, w prawdzie całkowitej. I dlatego nie wolno nigdy zakrywać przed sobą swoich grzechów, nie wolno udawać, że ich nie ma, bo wtedy to miejsce nie zostanie uzdrowione. I wtedy tam zaczyna się jakaś gangrena, jakiś rak, który przecina całe nasze życie i może je absolutnie sprowadzić do bardzo złych konsekwencji. Zachęcam zatem każdego, aby poprzez rachunek sumienia kształtował wnętrze i aby czynił to zawsze przed naszym kochającym Bogiem.
This post is also available in: English (angielski) Español (hiszpański)