Miłość bliźniego i egoizm
Zobacz video
Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.
Przeczytaj
Miłość bliźniego i egoizm
Czasami zanim ktoś nowy, pojawiający się w naszym towarzystwie odezwie się, już mamy względem niego jakąś sympatię albo antypatię, albo obojętność… Wiele przekazujemy poprzez nasze znaki zewnętrzne. Ale miłość bliźniego wcale nie polega na uczuciu. Co więcej – kiedy dominują w niej uczucia, to bardzo często one, ponieważ są zmienne, mijają. I często uczucie wielkiego przywiązania, sympatii, radości, zamienia się w nienawiść.
Dzisiejszy człowiek jest bardzo skoncentrowany na sobie. Dba o to, by rozwijać się. Rozwijać się we wszystkich kierunkach, ale przede wszystkim w kierunku fizycznym – dba o mięśnie, dba o swoją urodę, o to, żeby się świetnie prezentować, dba o modę, o to, żeby być modnie ubranym… Dba o cały szereg aspektów swojego życia, na przykład rozwija się w sensie osobowym, ma specjalnych trenerów osobistych, którzy pozwalają mu zadbać o to, by umiejętnie mierzyć się z wyzwaniami życia, by dawać sobie radę w trudnych sytuacjach, ma psychologów po to, aby pomagali mu w sytuacjach, w których znajduje się – w jakichś dramatycznych okolicznościach swojego życia. Uczy się, jak obcować z ludźmi, jak im narzucać własną wolę, jak perswadować im to czy tamto. Człowiek bardzo skoncentrowany jest dzisiaj na sobie, ale nie jest skoncentrowany na własnym życiu duchowym, o czym mówiliśmy ostatnio. To, co jest szczególnie ważne, aby to zainteresowanie człowiekiem, troska o siebie samego, nie przybrała takiej skali, którą można nazwać egoizmem. A niestety tak dzisiaj się często dzieje. Człowiek tak bardzo troszczy się o siebie, że właściwie jedynym celem jego zainteresowania, jego działania jest własna szczęśliwość, pojęta niejako obcowanie z innymi, jako tworzenie sieci połączeń międzyludzkich poprzez dobroć, życzliwość, uczciwość, odpowiedzialność, a nawet poświęcenie. Dzisiaj jesteśmy skoncentrowani wyłącznie na sobie, to znaczy dbająco nasze szczęście myślimy o nim w sensie egoistycznym – po to, by mi było dobrze. A nawet posuwamy się do tego, że jeśli ktokolwiek inny przeszkadza nam w zrealizowaniu tych naszych planów, czasem dalekosiężnych, staje się po prostu naszym wrogiem albo uciekamy od niego. Uciekamy od odpowiedzialności za innych, uciekamy od odpowiedzialności za dobra, które zostały nam powierzone… Człowiek kręci się wokół siebie jak karuzela i myśli, że w ren sposób ratuje siebie, że da o swoje prawdziwe szczęście. A Ewangelia mówi nam coś innego o tym naszym życiu. Mówi o tym, że więcej jest radości w dawaniu, niż w braniu. A zatem dawanie rozumie się nie tylko poprzez podarowywanie drobnych datków biednemu na ulicy, tylko dawanie siebie. Podarowywanie siebie, swojego czasu, swoich umiejętności, poświęcanie się dla innych. Jeśli człowiek się nie poświęca, to żyje bardzo powierzchownie. I kiedyś, na zakończenie życia przekona się o tym, ponieważ z nikim nie nawiąże żadnej ważniejszej relacji. Ludzie, którzy z nami żyją, nie mogą stać się przedmiotami dla nas, ale muszą stać się dla nas tymi, którzy pomagają nam rozwijać te cechy w nas, które sprawiają, że człowiek rozwija się poprzez to, że rozwija się inny. Człowiek powinien cieszyć się z rozwoju innych, ale tylko wtedy, kiedy to rzeczywiście zrozumie. Kiedy sam być może doświadczy od swoich rodziców dobra, a nie prezentów. Często dzisiaj ludzie narzekają, że mają wiele prezentów, ale w gruncie rzeczy nikt ich nie kocha. I nie mowa tu tylko o tym, żeby ktoś zakochał się we mnie. Ale przede wszystkim o tym, by ktoś uczynił celem swojego życia moją szczęśliwość. I to najlepiej bezinteresownie. Otóż właśnie kiedy chrześcijanie mówią o miłości bliźniego, to mówią o miłości bezinteresownej. Nie mówią o tolerancji dla innych. Nie mówią też o uczuciach do innych. Wcale nie jesteśmy zobowiązani żywić miłych, sympatycznych uczuć względem innych, ponieważ jest to w gruncie rzeczy niemożliwe. Mamy oczywiście w naszym życiu kilkoro przyjaciół, mamy naszą rodzinę, z którą czasami łączą nas bardzo dobre relacje, stosunki, więzi, a czasami trochę gorsze. Ale nie możemy żywić dobrych uczuć do każdego spotkanego człowieka. Natomiast możemy go kochać. Samo to, że ktoś budzi we mnie negatywne uczucie wcale nie oznacza jeszcze, że ja go nie kocham. Każdy człowiek budzi jakieś odczucia. Zwłaszcza, że bardzo wiele ze swojej osobowości, z tego, kim jesteśmy, przekazujemy nie tylko słowami, którymi możemy kogoś obrazić albo zyskać czyjąś sympatię. Nie. My bardzo wiele mówimy poprzez gesty. Tylko 10% naszego komunikowania się ze światem, z innymi ludźmi, jest właściwie werbalne, czyli odbywa się poprzez słowa. Większość nawiązujemy kontakt niewerbalny. Czasami zanim ktoś nowy, pojawiający się w naszym towarzystwie odezwie się, już mamy względem niego jakąś sympatię albo antypatię, albo obojętność… Wiele przekazujemy poprzez nasze znaki zewnętrzne. Ale miłość bliźniego wcale nie polega na uczuciu. Co więcej – kiedy dominują w niej uczucia, to bardzo często one, ponieważ są zmienne, mijają. I często uczucie wielkiego przywiązania, sympatii, radości, zamienia się w nienawiść. Dlatego, że uczucia są zmienne. Chrześcijańska miłość bliźniego nie polega na tym, że my żywimy miłe uczucia względem kogoś innego. Nie. Chrześcijańska miłość bliźniego polega przede wszystkim na tym, że chcemy, postanowiliśmy, jest to naszą wolą, czasem wbrew uczuciom, które nie są najmilsze, które nam potrafią przeszkadzać. Chcemy czynić dla niego dobro. Właśnie o taką miłość apelował Jezus do swoich uczniów. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, jeśli chcemy rozwijać tę chrześcijańską drogę w nas, to najważniejszą rzeczą jest właśnie czynić dobro, niezależnie od uczuć pozytywnych czy negatywnych. Jeśli są pozytywne, możemy je zawsze wykorzystać. Jeśli są negatywne, trzeba przez nie przeskoczyć, trzeb je jakoś uśmierzyć, trzeba je nauczyć się pomijać. I to jest coś bardzo ważnego. Przezwyciężać siebie to chrześcijański sposób na życie, chrześcijańska miłość bliźniego. Przezwyciężać swoje negatywne uczucia względem innych. Co zrobić, żeby naprawdę kochać bliźniego? Aby kochać bliźniego, trzeba przede wszystkim uwierzyć Jezusowi, że czyniąc dobro dla innych nie tylko ocalamy siebie, nie tylko w rzeczywistości rozwijamy siebie w sposób najpełniejszy, ale przede wszystkim kochamy samego Jezusa. Jezus powiedział, że „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”. I dobro, które wykonujemy dla innych, które okazujemy innym, jest tak ważne, że Jezus powiedział, że nawet szklanka podanej z miłości chrześcijańskiej wody komuś, kto jej pragnie, nie będzie nam zapomniana. To coś niezwykle ważnego. To coś bardzo podstawowego. „Byłem głodny – daliście mi jeść. Byłem spragniony – daliście mi pić. Byłem w więzieniu, samotny – odwiedziliście mnie”. I dlatego miłość bliźniego wybija nas z tego zaklętego kręgu, z tej karuzeli, jak powiedziałem, w którą zamienia się życie ludzkie dzisiaj bardzo często. Żeby wyjść z tego egoizmu, żeby wyjść poza siebie, trzeba czynić dobro wbrew własnym odczuciom. Trzeba czynić dobro nawet osobom, które nie są nam miłe, które nas nie lubią albo są nawet naszymi wrogami. Ewangelia mówi: „cóż wielkiego czynicie, jeśli kochacie tylko tych, którzy was kochają?”, „cóż wielkiego czynicie wtedy, kiedy życzycie dobrze tylko tym, którzy wam życzą dobrze? Nawet poganie to czynią. Wy bądźcie inni”. I dlatego to, co jest szczególnie ważne: miłość bliźniego jest naszym ocaleniem. Miłość bliźniego sprawia, że człowiek osiąga szczęście. Człowiek, inny człowiek, to nie piekło, jak powiedział Sartre: „inni ludzie to piekło”. Nie. Inni ludzie są przyczyną naszego zbawienia. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”. A zatem przyczyniliście się do waszego zbawienia.
This post is also available in: English (angielski)