Misja, która nadaje sens życiu

Zobacz video

Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.

Przeczytaj

Obecność Chrystusa we wspólnocie
Uczeń: Misja, która nadaje sens życiu

 

Świadectwo Leny

Witam. Nazywam się Lena Darbinian. Znam się z redemptorystami bardzo długo, od ponad dwudziestu lat. Współpracuję z nimi praktycznie cały czas, pomagam w różnych sprawach. Na początku pomagałam o. Dariuszowi Paszyńskiemu, który tu, w Orsku, budował kościół i dom parafialny. Jestem bardzo szczęśliwa, że cały ten czas pracowałam u ojców. Bardzo dużo mi dali wtedy, gdy jeszcze byłam nastolatką; teraz mogę zbierać owoce tego wychowania, ziarna, które oni we mnie zasiali mogę je teraz przekazać swoim dzieciom. Mam pięciu synów, z których czterech jest ministrantami, oni też pomagają mi dziś w służbie.

Nadal pomagam redemptorystom – obecnie w centrum dla dzieci, które pomaga tym najmłodszym, które znajdują się w trudnej sytuacji życiowej.

Może cofnę się nieco w przeszłość, kiedy dopiero zaczynałam pracę w parafii, posługiwali w niej: o. Dariusz Paszyński, o. Paweł Jurkowski i o. Jan Główczyk to oni byli tymi, którzy pokazali mi po raz pierwszy całą istotę Zgromadzenia Redemptorystów. Zapoznali mnie ze wszystkimi swoimi współbraćmi, z osobą założyciela Zgromadzenia, z historią tego, jak przeszli przez Alpy i doszli tu, do Rosji i jeszcze dalej; jak nieśli swoją misję.

W ciągu tych lat mogłam obserwować i przekonać się o tym, że ojcowie swoim życiem dają świadectwo temu, czego chciał św. Alfons Liguori.

W czym pomagałam ojcom? O. Paweł Jurkowski wydawał wtedy diecezjalne czasopismo „Klement” – byłam jego sekretarką. Pomagałam też organizować diecezjalne kursy katechetów i w budowie kościoła. W zasadzie, starałam się pomagać we wszystkim, co robili ojcowie. Każde zadanie, które otrzymywałam, przyjmowałam z dużą przyjemnością. Radość sprawiała mi taka aktywna służba w ich pracy. Byłam zaskoczona tym, z jakim entuzjazmem i z jaką wiarą ojcowie niosą Ewangelię ludziom, to znaczy tak bezinteresownie. 

Ostatni z ojców, którzy byli w Orsku (o. Paweł Mroczek, o. Waldemar Warzyński) – jak oni ofiarnie służą ludziom i zanoszą im Chrystusa! To jest najważniejsza sprawa ich życia; to tak inspiruje, dużo daje i porusza. Nie może nie poruszyć serca i duszy to, z jakim otwartym sercem doprowadzają oni ludzi do Chrystusa. Ja sama w tym wszystkim uczestniczę. I to pomaga mi prowadzić do Chrystusa swoją rodzinę, moje dzieci: uczyć ich tego, pomagać odkrywać im Boga.

Bardzo się cieszę, że w moim życiu przez wszystkie te lata byli dokładnie ci ojcowie, którzy pomagali, formowali mnie i teraz formują moje dzieci i całą moją rodzinę. Jestem bardzo dumna i wdzięczna wszystkim ojcom za to, co dali mi osobiście, naszej parafii i wszystkim ludziom. Bardzo wam dziękuję!

 

Świadectwo Bohumíra

Dzień dobry! Nazywam się Bohumír Živčák Jestem obecnie w kościele w Podolińcu. Podoliniec to niewielkie miasteczko na obszarze słowackich gór. Postanowiłem nagrać to świadectwo w tej właśnie świątyni, gdyż odegrała ona znaczącą rolę w mojej historii. Jako dzieciak często przechodziłem obok tej zamkniętej wówczas budowli i myślałem: „O co chodzi z tym budynkiem?”. To był czas reżimu komunistycznego i kościół był zamknięty. Klasztor został mocno uszkodzony, prawie zniszczony. Później dowiedziałem się, że był on używany jako obóz koncentracyjny dla różnych zakonników i sióstr zakonnych  (dla blisko ośmiuset osób!). W 1950 roku zostali oni zebrani z różnych klasztorów na terenie byłej Czechosłowacji. Celem tej akcji było zniszczenie Kościoła. Kiedy byłem dzieckiem, klasztor stał po prostu opustoszały, a ja zastanawiałem się, czy kiedykolwiek wróci do niego jakieś życie.

Gdy miałem 13 lat, młody chłopak, ale starszy ode mnie, zaczepił mnie, gdy jechałem na rowerze przez miasto i zapytał, czy nie chcę dołączyć do małej grupy. Wszystko miało się dziać w tajemnicy. W tamtych czasach Kościół działał w podziemiu, a ja nie zdawałem sobie sprawy, że ten człowiek to o. Michał Zamkowski, redemptorysta – i to tajny redemptorysta, wyświęcony w Polsce. Przez wiele lat, co tydzień, spotykaliśmy się w lesie w grupce liczącej pięć, sześć osób, odbywając swego rodzaju rekolekcje. Myśleliśmy, że tak będzie wyglądało nasze życie – walka z reżimem, coś jak partyzantka. Ale później, po rewolucji z 1989 roku, sytuacja nagle się zmieniła i redemptoryści mogli powrócić do klasztoru. 

W tym czasie zamierzałem wziąć ślub i wraz z moją przyszłą żoną rozważaliśmy, co powinniśmy robić w naszym życiu. Czuliśmy, że Bóg wzywa nas to większego zaangażowania się w życie Kościoła, w posługiwanie. Nie było jednak przestrzeni do zaangażowania się dla świeckich. W rzeczywistości redemptoryści również starali odnaleźć się w nowej sytuacji. Dotychczas żyli w pojedynkę, a teraz mieli zamieszkać razem, we wspólnotach. Zdecydowaliśmy się spróbować i zaczęliśmy w tym budynku: rozpoczęliśmy od odbudowy klasztoru, kontynuowaliśmy też naszą pracę z młodzieżą i innymi ludźmi w ramach misji. Wkrótce stworzyliśmy mały zespół misyjny wokół ojców i reaktywowaliśmy po wielu latach misje ludowe, które teraz rozwinęły się w bardzo dobrze znane dzieło w całym naszym kraju.

Pracując na arenie międzynarodowej z różnymi grupami, zaangażowaliśmy się w misje zagraniczne, przede wszystkim w krajach postkomunistycznych, ale także w Azji (w Kazachstanie, Turkmenistanie, Kirgistanie) w Afryce, Europie Zachodniej, USA i w Kanadzie.

Z tego małego miejsca Bóg posłał nas jako misjonarzy do różnych zakątków świata, a redemptoryści są częścią tego dzieła, ponieważ to oni nas zorganizowali, to oni stworzyli przestrzeń dla nas. Obecnie nasza Wspólnota Rzeki Życia zrzesza pięćdziesiąt sześć dorosłych osób – ludzi świeckich zaangażowanych i oddanych misji tutaj w kraju, ale także poza jego granicami. Nasze życie codzienne jest mocno związane z redemptorystami, w rzeczywistości pracujemy razem we wszystkim, co robimy. Stało się to zatem moim życiem, moją radością, formą spędzania wolnego czasu i to nie tylko dla mnie, ale i dla mojej żony, jak i również dla moich dorastających dzieci. Dwójka z nich jest już pełnoletnia i sami angażują się we wspólnotę i misje.

Tak wygląda moje życie, to jest nasze doświadczenie życia z redemptorystami, tu, na Słowacji. Nauczyliśmy się, że możemy działać razem, a to wspólne działanie jest o wiele silniejszym świadectwem dla ludzi, którym służymy.

 

Świadectwo Antoniego

Cześć wszystkim! Jestem Antoni Yrizar (czyt. Irisar), mam 34 lata i należę do parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Madrycie. Opowiem wam trochę o doświadczeniu mojego życia z misjonarzami redemptorystami. Wszystko rozpoczęło się w bardzo naturalny sposób, kiedy byłem dzieckiem, po I Komunii Świętej, którą przyjąłem, gdy chodziłem do szkoły. Zacząłem angażować się w różne wspólnoty parafialne dostosowane do mojego wieku: grupę dla dzieci, później tę dla młodzieży, dla kandydatów do bierzmowania, dla młodych dorosłych… Uczestniczyłem także w różnych spotkaniach, rekolekcjach i corocznych Dniach Młodzieży w El Espino. W sposób szczególny zaangażowałem się w działanie organizacji o nazwie Asociación para la Solidaridad, czyli sekcję charytatywną Madryckiej Prowincji Redemptorystów, w której działalność, oprócz posługiwania jako wolontariusz, zaangażowałem się jako sekretarz generalny zarządu.

Mój związek z misjonarzami redemptorystami jest, jak już powiedziałem, naturalny i idzie w parze z rozwojem osobistym. Wniósł on wiele dobra w różnych momentach mojego życia: jako dziecku pozwolił mi spotkać grupę nowych przyjaciół, z którymi mogłem rozmawiać na wiele różnych tematów. Pomógł mi w czasach mojej młodości, gdy zaczynałem patrzeć na świat z różnych perspektyw i kiedy Ewangelia stała się mocno obecna w moim życiu; wreszcie dziś, kiedy jestem liderem grupy młodych dorosłych (zwanej Scalini), staramy się znaleźć okazję, by porozmawiać na tematy związane z Ewangelią i naszą wiarą. Wspomnianą grupę tworzą ludzie między 25. a 35. rokiem życia, a więc w okresie, gdy starają się rozpocząć pracę, muszą zmieniać swoje przyzwyczajenia i mają mniej czasu na podejmowanie wysiłku w rozwoju duchowym. 

To mniej więcej wszystko. Myślę, że największą wartość ma dla mnie to, że charyzmat redemptorystów towarzyszył mi przez całe życie i dał mi spojrzenie na świat inne, niż zazwyczaj daje społeczeństwo. Dzięki temu wartości chrześcijańskie rozwinęły się i wzmocniły w moim życiu. Również wtedy, gdy czasem o nich zapomnę, redemptoryści zawsze mi o nich przypominają, a gdy potrzebuję porady lub pomocy, zawsze znajduję kogoś, kto może mnie wesprzeć. Co więcej, tak długie już zaangażowanie w Asociación para la Solidaridad było bardzo pomocne także dla mnie. Myślę, że to fundamentalny obszar działalności Madryckiej Prowincji Redemptorystów. Pozwoliło mi to poznać członków zgromadzenia z całego świata, różne formy rozumienia charyzmatu, a także dało okazję, by poznać, jak wielkie i różnorodne są redemptorystowskie świat i rodzina w całej swej rozciągłości i głębi. Jak zwykłem mówić, łączą one nie tylko konsekrowanych mężczyzn, ale również siostry zakonne, wspólnoty osób świeckich, grupy charytatywne – ogromną rzeszę ludzi, którzy gromadzą się wokół redemptorystów! To wszystko dało mi niezwykle ciekawe spojrzenie na charyzmat misjonarzy ze Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela na świecie.

Takie jest zatem moje świadectwo. Obecnie pracuję z tą właśnie grupą, ale jestem gotowy i cieszę się na myśl o współpracy z nimi przez resztę mego życia, gdyż póki co jest to niezwykle ciekawe i ubogacające. Mam nadzieję, że nadal takie pozostanie! Dzięki wielkie za wszystko! Trzymajcie się! Do zobaczenia!

 

Autorzy: Lena Darbinian, Bohumír Živčák,  Antonio Yrizar
Tłumaczenie: Maksym Łabkow CSsR, Dariusz Dudek CSsR

This post is also available in: English (angielski) Español (hiszpański)


Aktualności