Emocje i pragnienia

Zobacz video

Napisy w twoim języku zamieszczone są w opcjach odtwarzacza YouTube.

Przeczytaj

Emocje i pragnienia

Życie duchowe człowieka jest przede wszystkim darem samego Pana Boga. Nie moglibyśmy się z Nim kontaktować, gdyby On nie był naszym kochanym Ojcem, który pragnie jedności z nami. W rzeczywistości stworzył nas do życia z Bogiem. Taki jest nasz Ojciec Niebieski, że potrzebuje, chce relacji z człowiekiem, którego stworzył z miłości i my również takiej więzi z naszym ukochanym Ojcem potrzebujemy. Na tej drodze bardzo istotną rolę odgrywa jednak również nasze zaangażowanie. Czasem zaangażowanie to jest zakłócane, ale też i wspomagane przez emocje i pragnienia. Emocje są czymś bardzo ważnym w życiu człowieka. One dają smak życia. One pomagają człowiekowi pragnąć Boga, tęsknić za Bogiem. I rzeczywiście te emocje dla nas, które w nas się budzą, kiedy spotykamy Boga, kiedy spotykamy nasze najwyższe dobro, do którego zostaliśmy stworzeni – one sprawiają, że nasza droga do Boga staje się drogą wspaniałą, piękną. Pragniemy Boga. Cieszymy się obecnością Boga. Jednocześnie jednak na samych emocjach nie można poprzestać – dlatego, że są one zbyt chwiejnym fundamentem naszej relacji z Bogiem. Zwłaszcza w latach pierwszych czy w pierwszych momentach, kiedy człowiek świadomie podejmuje swoje życie duchowe, czyli odpowiada na ten dar, który w sobie nosi, który dał Pan Bóg, towarzyszą nam bardzo piękne emocje. Towarzyszy nam radość, towarzyszy nam ciepło, towarzyszy nam dobroć, którą wyczuwamy poprzez to, że w naszym sercu budzą się te emocje, które są nam najładniejsze, najpiękniejsze. Jednocześnie jednak w pewnym momencie te emocje nie mogą już wystarczyć na naszej drodze do Boga. Te emocje mogą czasem nawet okazać się złudne. Czasem nam ich brakuje. Zwłaszcza kiedy zaczyna się taka posucha. Święci nazywali to oschłościami, nazywali to pustynią, przez którą człowiek przechodzi. Jesteśmy wtedy zdezorientowani. Wydaje nam się, że być może źle się modlimy, że może idziemy jakąś złą drogą, zwłaszcza po wspaniałych przeżyciach, które towarzyszą naszej modlitwie, spotkaniom, czytaniu Biblii… W pewnym momencie, gdy przychodzi czas posuchy, jesteśmy mocno zaniepokojeni – czasem wydaje nam się, że coś tu nie gra, że Pan Bóg nas opuścił, schował się, że Go nie ma, że nie potrafimy Go znaleźć. Początkowe radosne chwile zamieniają się dla nas często właśnie w okres taki smutny, pewnego doświadczenia. I trzeba powiedzieć, że w rzeczywistości nie jest to czas do zaniepokojenia się. To nie jest moment, w którym powinniśmy się specjalnie obawiać. Taki moment przechodzi każdy, dosłownie każdy, kto zbliża się do Boga. Ponieważ na zmiennych emocjach – one są z natury zmienne – nie można zbudować relacji z drugą osobą – nawet z człowiekiem. Jeżeli wszystko zależy od naszych kapryśnych emocji, może się okazać, że ta relacja nie przetrzyma próby czasu. Podobnie rzecz dzieje się z Bogiem. Bóg kocha nas nieskończenie i chce, aby ta więź była ufundowana, zbudowana na fundamencie, który jest głębszy. Jaki jest ów głębszy fundament? Tym głębszym fundamentem jest nasza wola, nasz umysł. Dlatego tak ważne jest, aby nasze życie duchowe fundować, jak to się mówi, czyli budować na skale. Tą skałą jest Chrystus, jak wiemy. W praktyce oznacza to jednak, że my budujemy naszą relację z Bogiem, budujemy na naszej woli, pamięci, na naszym umyśle. Pamiętam sam, kiedy pierwszy raz pojechałem na rekolekcje oazowe, byłem wtedy młodym chłopakiem, te rekolekcje wywołały we mnie prawdziwą przyjemność, radość. Byłem poruszony, że tak można żyć. Kiedy modliliśmy się wspólnie razem z innymi, kiedy przebywaliśmy we wspólnocie, kiedy dzieliliśmy się tym, co człowiek przeżywał względem pana Boga; była to dla mnie zupełna nowość i byłem wręcz poruszony. Bardzo dziękowałem Bogu za takie doświadczenie. Nie wiedziałem nawet, że tak można. Jednak kiedy wróciłem do domu, a były to wakacje, pamiętam, kiedy wróciłem do domu, akurat nie było ani moich znajomych, ani moi bliscy byli wtedy mocno zajęci i pozostałem jakoś sam. Pamiętam, że przeżyłem to dosyć mocno, gwałtownie. Nawiedził mnie rodzaj smutku. Próbowałem się modlić, próbowałem czytać słowo Boże. Okazało się, że to nie wystarczało. To nie syciło mojej duszy. Wszystko szło jak po grudzie, powiedzielibyśmy. Byłem wstrząśnięty. Chodziłem do kościoła, ale nie dawało mi to tych wspaniałych doznań, które pamiętałem jeszcze sprzed tygodnia, kiedy we wspólnocie młodych ludzi, z księdzem, z siostrą katechetką mogliśmy się modlić, mogliśmy się zbliżać do Boga… To wszystko, co przeżywałem po powrocie do domu miało się nijak w porównaniu do tych wspaniałych przeżyć, które towarzyszyły mi podczas rekolekcji oazowych. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, bardzo chciałem wrócić do tamtych przeżyć i zapytałem podczas spowiedzi księdza o to, co się we mnie dzieje. Myślę, że w takich sytuacjach właśnie warto zapytać kogoś bardziej doświadczonego – czy to księdza podczas spowiedzi, czy to jakiegoś bardziej doświadczonego człowieka świeckiego. Faktem jest, że ten proces przeżywa właściwie każdy człowiek. I wtedy nie wolno nam się zniechęcić – to jest pierwsze. Druga rzecz – trzeba wiedzieć, że wszystko tak się odbywa, jak się odbywa w życiu każdego człowieka. Nie dziwić się, że w naszym życiu przeżywamy rodzaj posuchy, oschłości, że nie ciągnie nas do tej modlitwy, że właściwie nas od niej odrzuca, że nie towarzyszą nam te same doznania wewnętrzne, przyjemności, które towarzyszyły nam w poprzednich tego rodzaju spotkaniach z Chrystusem. Nie trzeba się temu dziwić. Ważne jest, aby przejść powoli, nie od razu, na to, co wydaje się jeszcze niezrozumiałe, a mianowicie, żeby budować naszą więź z Bogiem nie tyle na emocjach i na wspaniałych doznaniach, ale na naszej woli kochania Boga, która bierze się skąd? Z poznania. Z poznania Boga. Dlatego w poprzednich naszych spotkaniach mówiliśmy o roli Pisma Świętego w życiu duchowym. Kiedy czytamy słowo Boże, które jest oczywiście dla nas nie tylko tekstem pouczającym, jak moralnie żyć, nie tylko tekstem zdradzającym jakieś bardzo ważne prawidła i mądrości życiowe, ale przede wszystkim tekstem, przez który mówi do nas sam Bóg, tekstem natchnionym i którego czytanie w wierze, czyli będąc świadomym, że Bóg do mnie teraz mówi, prawdziwy Bóg, to słowo Boże niesie nam po prostu Boga. I my w ten sposób Go poznajemy. Bóg porusza nas wewnętrznie, nasze struny naszego ducha i wtedy zaczynamy rozumieć, że On do nas mówi. Właśnie poprzez te słowa napisane tyle tysięcy lat wcześniej. To jest bardzo ważne, aby powoli, nie dzieje się to od razu, przechodzić na posłuszeństwo Bogu, na zrozumienie Pisma Świętego, na cierpliwość, która właśnie kształtuje w nas wolę, a nie uczucie. Trzeba się modlić czasem wbrew naszym odczuciom. Mimo tego, że człowiek nie czuje tych samych emocji, że nie jest to tak przyjemne, jak do tej pory – to niezwykle ważne, żeby się na uczuciach nie opierać zbyt mocno. Jeśli są – trzeba się tym cieszyć. Ale jeśli ich nie ma – trzeba być cierpliwym, trzeba być wytrwałym w modlitwie. Dlatego warto ustalić sobie pewien harmonogram naszych praktyk duchowych, trzeba się modlić często, to znaczy systematycznie, może krócej, ale systematycznie, nawet wtedy, kiedy nam się nie chce przełamywać się, żeby rzeczywiście z Bogiem gadać. Trzeba też prosić Boga o łaskę bliskiego obcowania z Nim. Czasem, kiedy ktoś nie potrafi przejść przez ten etap, może się zatrzymać na samych tylko emocjach. I wtedy co się dzieje? Jego modlitwa staje się, nazwijmy to „wewnętrzną szamotaniną”. Ciągle chciałby doświadczać, a nie zawsze mu to wychodzi. I w gruncie rzeczy, zamiast szukać Boga, szuka emocji. Często zły duch na tym bazuje i mówi nam: „nie nadajesz się”, „Bóg cię opuścił”, „Bóg nie chce twojej bliskości”, „nie umiesz tego robić”, „nie nadajesz się na świętego”. To oczywiście nie jest prawda, to są myśli, które podsuwa nam zły duch, diabeł. W rzeczywistości właśnie wytrwałość, właśnie systematyczność, pewien upór w dążeniu do Boga jest dla nas drogą rozwiązania. Trzeba przejść na systematyczną modlitwę, to znaczy na taką modlitwę, którą sobie planujemy. Planowanie modlitwy, o czym jeszcze powiemy, jest podstawą. Trzeba się modlić rano, w południe, wieczorem… Trzeba usiąść wbrew temu, że wydaje nam się, że na coś innego lepiej spożytkowalibyśmy nasz czas, z Pismem Świętym, zastanowić się chwilę, pobyć, a przede wszystkim nieustannie uświadamiać sobie, że Bóg jest przy mnie, że Bóg jest we mnie, że jest moim ukochanym Ojcem,  że słucha mnie, nawet wtedy, kiedy wydaje mi się, że go zupełnie nie ma w moim sercu. Na czym zatem warto zbudować naszą więź z Panem Bogiem? Na czym zbudować naszą modlitwę? Oprócz tego, że ćwiczymy się w wytrwałości, cierpliwości, systematyczności, bardzo ważne jest, aby budować naszą modlitwę na najgłębszych naszych pragnieniach. Pragnienia rodzą się w człowieku z woli. Wola zaczyna pragnąć Boga. Te pragnienia budzi w nas Bóg. Ale kiedy tak się dzieje? Wtedy, kiedy my tego Boga poznajemy. Trzeba czytać słowo Boże, trzeba poznawać Boga, nie tylko od strony takiej bym powiedział intelektualnej, żeby czytać jakieś książki – one są zawsze bardzo cenne. Myślę, że co rok, co dwa, trzeba by było przeczytać jakąś książkę o Jezusie, o Ewangelii – one stanowią taką strawę duchową. Ale oczywiście Pismo Święte jest na pierwszym miejscu. I nasze pragnienia Boga, te głębsze pragnienia, Bóg budzi w nas. Ale my również musimy współpracować w kształtowaniu tych pragnień. Te pragnienia są zbudowane właśnie na poznaniu Boga. Im bardziej człowiek Boga poznaje, im bardziej się stara, im bardziej przełamuje siebie, tym bardziej w jego sercu pojawiają się te pragnienia, które nie są tylko pragnieniem pięknego odczucia, ale właśnie głębokiego poznania Boga. W ten sposób wszyscy kształtujemy nasze wnętrze. Nasze wnętrze wtedy, że tak powiem, jest rozświetlone poprzez słowo i poprzez to doświadczenie, które Bóg nam daje. To jest trochę tak, jakby ktoś wszedł do ciemnej jaskini. Nie wie, gdzie się znajduje, czy jest to duża jaskinia, czy nie, dopóki nie zacznie mówić. Wtedy echo mu mówi, że jest to jakaś jaskinia wielka, w której można się rozejrzeć; kiedy zapalimy światło, wtedy widzimy dopiero rozmiary tej jaskini – inaczej nie wiemy, jesteśmy po prostu w ciemności. Podobnie się dzieje również z naszym wnętrzem. Kiedy człowiek poznaje Boga, kiedy rozpala się jego pragnienie Boga, wtedy ta wewnętrzna izdebka, to wewnętrzne nasze… nasza dusza moglibyśmy powiedzieć, nasze sumienie, nasze serce, bardzo często mówimy, ono staje się dla nas jaśniejsze, to znaczy zaczynamy się czuć w nim tak, jak czujemy się w sobie. My zaczynamy poznawać wręcz, że w nas jest ta wewnętrzna przestrzeń, o której czasem zapominamy. A zatem emocje i pragnienia to są dwie rzeczywistości w nas. Na emocjach nie możemy zbudować naszego życia duchowego, tak jak nie da się zbudować żadnej relacji z drugą osobą. Możemy ją budować na pragnieniach. A te biorą się z poznania Boga, z ukochania Go… Chrystus mówi: „kto mnie miłuje,  temu się objawię”. I to jest klucz do pogłębienia naszego życia duchowego.

This post is also available in: English (angielski) Español (hiszpański)


Aktualności